czwartek, 11 kwietnia 2013

Lotnisko


       Lotnisko, o którym pisałem wcześniej, stało się ostoją nie tyle motolotniarzy i paralotniarzy, lecz zdominowane zostało przez latające modele. Jedynym dniem, kiedy na lotnisku pojawiły się moto i paralotnie, było Święto Policji w 2002r, podczas obchodów którego, jednym z wydarzeń była impreza lotnicza, z udziałem szybowców z Aeroklubu Grudziądzkiego, zaproszonych motolotniarzy, paralotniarzy i mnie- reprezentującego jednoosobową partię modelarzy (co się zresztą zmienić). Widzowie dopisali, odbywały się nawet loty pasażerskie na motolotniach. Moje popisy może nie były tak spektakularne, ale  i tak lot małej kopii samolotu z okresu I wojny (Vicomte) przyciągnął wzrok sporej części oglądaczy. Model w powietrzu prezentował się na prawdę cudnie, a mały czterowsuwik Magnum .52 terkotał w powietrzu jak rasowy silnik rotacyjny;-)
Nie wiem czemu, impreza nie wykluła przyszłych motolotniarzy, paralotniarzy, na pewno jednak pozyskała następnego modelarza. Mrqs, bo o nim tu mowa, uprawiał już wtedy radosną twórczość owocującą depronowymi formami, ale to na lotnisku nastąpił magiczny moment zawiązania się pierwszego teamu modelarskiego, który wkrótce rozszerzył szeregi o następnych fiołów.
    Z tego kontaktu z Mrqsem cieszyłem się tym bardziej, że dość miałem już spędzania czasu na lotnisku w towarzystwie psa, który ni jak nie chciał łyknąć modelarskiego bakcyla, bo interesowało go jedynie to, co w trawie piszczy. Ta pasja Breka, mojego jedynego wtedy współtowarzysza, okazała się jednak zbawienna po zbudowaniu lotniska. Zmorą każdego modelarza są krety, które nie oszczędzały również naszego lotniska, lecz z czasem ich aktywność drastycznie spadła, z powodu -o czym wtedy nie wiedziałem -właśnie Breka.
Któregoś dnia lotnego psina przyniósł mi po prostu w prezencie....kreta..... Dopiero wtedy zrozumiałem genialną cechę mojego psa, którego ciągłego ujadania gdzieś w chaszczach  nie rozumiałem; tymczasem on od zarania prowadził działalność antydywersyjną ku chwale miniaturowego lotnictwa. 
Rozwój modelarskiej braci nakręcał tym bardziej, że odkąd po raz pierwszy odwiedziłem lotnisko modelarskie koło Starogardu Gdańskiego, pałałem zazdrością chłonąc atmosferę lotniczego pikniku, jaki tam panował w weekendowe dni.
Nie osiągnęliśmy nigdy takiego liczebności jak w Starogardzie, liczyło się jednak to, że w końcu można było do kogoś otworzyć gębę...

Vicomte  w pełni majestatu, na pikniku puszył się jak pawian...
Start do kolejnego lotu bojowego....za sterami nieustraszony pilot RAF -  sir Jejej

Vicomte podczas styczniowego pikniku;-)

                                      
Brek podczas jednej z akcji antydywersyjnych...

1 komentarz:

  1. Racja, to nasze spotkanie na lotnisku spowodowało, że wróciłem do modelarstwa po kilku letniej przerwie wypełnionej muzykowaniem. Wtedy też na poważnie wszedłem w świat modelarstwa RC. Moje poprzednie modelowanie pozostawało poza sferą RC z powodu cen sprzętu jak i kłód rzucanych pod nogi adeptom RC ze strony ówczesnych władz.

    OdpowiedzUsuń