czwartek, 4 kwietnia 2013

Bezsenność i sterowiec

Chciałbym zatrzymać się na ostatnim etapie ewolucji mojej modelarskiej wyobraźni, mianowicie na sterowcach. Wyglądało to tak - któregoś- bodajże w 2003 roku, nocną porą, przewracając się z boku na bok w łóżku, rozmyślałem nad tym, jak fajnie by było pogodzić się z chorobą psychiczną która do mnie wróciła po 25 latach modelarskiej absencji. Ba! uczynić z niej pożytek!
Owocem tej bezsenności było coś na kształt balona, który nie byłby jednak balonem (bo za balonami nigdy nie przepadałem), a raczej czymś o dużym kadłubie, zdolnym pomieścić jakieś hasło reklamowe (reklama dlatego, że miałem powiązania z tą branżą). Po następnych nieprzespanych nocach doszedłem do wniosku, że z koniem się kopał nie będę i osiągnąłem wewnętrzny kompromis, którego owocem był zarys sterowca. Ten stan ducha zapewnił mi spokój do następnej nocy;-)
Tu zaczęły się schody mające prowadzić do metody sterowania takim (o zgrozo!) nie-samolotem. Te schody, jak się później okazało, były schodkami z układanki Lego, w konfrontacji z tymi, które mają  mnie doprowadzić do stworzenia powłoki sterowca.
Na tym etapie bezsenności zacząłem węszyć w internecie (już wtedy dość zasobnym). Pomocne okazały się fotki i strzępy informacji zza oceanu (tego po lewej stronie), gdzie jak odniosłem wrażenie zabawa w sterowane balony była wtedy dość popularna (co tu dużo gadać- sterowce europejskie po wpadkach sprzed ostatniej wojny nie dały się po jej zakończeniu specjalnie polubić (w przeciwieństwie do swoich braci z ojczyzny Donalda, gdzie prawie wszystko co nadmuchane, jest lubiane;-)).
Europejskie konstrukcje miniaturowych zeppelinów w necie specjalnie się wtedy nie obnosiły (na pewno jednak latały).
To co działo się później, było na tyle zakręcone, że pamiętam tylko strzępy moich poczynań i efekt końcowy w postaci powłoki o wrażliwości bańki mydlanej i gondoli, która gdyby nie mój przyjaciel Zenek (szaman elektroniczny) nie ożyłaby pewnie do dziś.
Wtedy zaczęła się przygoda z materią ożywioną. Ożywioną dosłownie, bo kiedy sterowiec po raz pierwszy wzbił się ponad parkiet sali gimnastycznej, w zaprzyjaźnionej szkole podstawowej (poprzez koneksje uczęszczającej do niej mojej córci), świadkowie tego incydentu łudząco przypominali bohaterów filmu "Lot nad kukułczym gniazdem".
Niestety, dzień nie zakończył się druzgoczącym sukcesem. W amoku przypominającym Ikara w ostatniej fazie jego lotu, postanowiłem, że nauczę sterowiec latać po naszym przecudnym niebie, nieopodal nie mniej cudnego zamku (kiedyś będącego własnością mnichów używających logo w kształcie krzyża), do którego sterowiec doprowadziliśmy, trzymając go za postronki (niczym zwierzynę na rzeź) . Oczywiście całe to nadprzyrodzone zjawisko miało być zarejestrowane i wykorzystane do propagandowego materiału, otwierającego mi drogę do sławy niewiele ustępującej tej, która do dziś towarzyszy braciom Wright.
Ta zuchwałość zakończyła się dramatycznie - sterowiec po wykonaniu karkołomnego, prawie niekontrolowanego lotu, rozpruwszy powłokę o narożnik rynny dachu sąsiedniej kamienicy, zsunął się po ścianie i padł bez życia na chodnik, obok oszołomionych przechodniów (pewnie myśleli że są świadkami lądowania kapsuły z pierwszym kotem-astronautą na pokładzie). Byłem o tyle czysty, że przezornie przekazałem stery nadajnika Mrqsowi (ja mianowałem się wtedy jedynie słusznym operatorem kamery). Marek po tym locie nie robił wrażenia sprawcy katastrofy, nie robił nawet wrażenia człowieka pod wrażeniem, co osobiście mogę zrozumieć, bo jest niezwyczajnie spokojnym człowiekiem, sterowiec jednak,  jako materia na chwilę ożywiona prawdopodobnie mu tego nie wybaczył.
Nigdy już nie odważyłem się powtórzyć lotu RC w plenerze (tylko na uwięzi). Dziś takie konstrukcje latają, wtedy jednak napęd szczotkowy plus delikatna, mylarowa powłoka nie rokowała dobrze. Było to pewnie możliwe, ale tylko w warunkach meteo bez cienia termiki i wiatru.
Do tematu sterowców wrócę:-)

                                       
                                              Napełnianie powłoki helem

 

Montaż gondoli, są problemy, bo...ręce się trzęsą;-)
Pierwszy wzlot, zaczyna się seans hipnozy
Start pod zamkiem, za chwilę linka asekuracyjna zostanie wypuszczona..
Sterowiec jest poza kontrolą..

1 komentarz:

  1. Tak, z perspektywy czasu wygląda to komicznie. Na początku jednak nie było nam do śmiechu :) Nie wspomnę też, kto zasugerował próbę na otwartym terenie..hehehe

    OdpowiedzUsuń